sobota, 12 lipca 2014

Godzilla vs King Ghidorah (1991)

O tym filmie napisano już wiele... I ja też chcę :)
Oś fabularna kręci się wokół podróży w czasie. Oczywiście tykając taki temat można nieźle się pośliznąć... Tu jednak wszystko wyszło dobrze i w miarę logicznie (o Cameronowskiej perfekcji z obu "Terminatorów" oczywiście nie ma co marzyć).
Rok 1992 - do Japonii przylatuje UFO. Jak się później okazuje są to ludzie z przyszłości. Celem ich wizyty jest powstrzymanie Godzilli, który zniszczy Japonię. W tym celu cofają się w czasie do roku 1944, kiedy Godzilla był jeszcze dinozaurem, i przenoszą go z wyspy Ragos na Morze Beringa aby nie został skażony promieniowaniem bomby atomowej testowanej na wyspie. Po powrocie do 1992 roku Japonię atakuje trójgłowy potwór - King Ghidorah. Jest on sterowany przez ludzi z przyszłości, którzy mają niecne plany. Japończycy postanawiają ponownie stworzyć Godzillę, aby obronił ich przed Ghidorahiem. Nic jednak nie idzie po niczyjej myśli...
Historia jest jeszcze bardziej zawiła niż w "Godzilla vs Biollante". Ogólnie scenariusz to duży plus tej produkcji. Wszystko jest przemyślane, przy czym widz musi trochę podumać nad sensownością przedstawionych wydarzeń. Można w ten sposób dojść do ciekawych rozwiązań i zinterpretować wszystko na własny sposób. Są jednak pewne zgrzyty - nieznaczące i maciupkie, jednak po dłuższym zastanowieniu (trochę bardzo dłuższym) można dojść do wniosku, iż coś tutaj nie pasuje.
Na szczególną pochwałę zasługują aktorzy - bardzo dobre kreowanie postaci, w większości nie ma nawet za dużo drewna.
Dam wam takie duże zdjęcie teraz :)
Efekty specjalne... Czy jest tak, jak w poprzednim filmie? Nie. Czy jest lepiej? Nie! Czemu? Bo jest o wiele wiele wiele lepiej! Jest REWELACYJNIE!!! To naprawdę niesamowite, kiedy myślałem, że najlepsze zostało w "Biollancie" a tutaj dostaję coś jeszcze lepszego... Kostium nie uległ zmianom, został tylko poddany naprawie po lekkich zniszczeniach z poprzedniego filmu. Wystarczy więc rzec iż jest genialny.
Ghidorah to kolejna perełka w potworowym świecie Heisei - jego wygląd jest niesamowity, każda głowa z osobna zasługuje na Oscara :) Najfajniejszy element to realistyczne łuski na całym ciele. Ogromne wrażenie robi też wersja Mecha-King Ghidorah (tak bardzo fabuła odlatuje).
Walki potworów są długie - pierwsza potyczka to efektowne mordobicie, druga dzieje się w środku miasta. W tym miejscu warto wspomnieć o genialnych modelach budynków - nie tylko duże ale też dużo i oczywiście arcystaranne wykonanie. Muzyka to powrót giganta - Akira Ifukube w  odświeżonych kompozycjach. To jeden z najlepszych soundtracków!

Nic ujemnego? Niestety nie ma tak pięknie... To chyba jedyny film o Godzilli w którym nie ma żadnego przesłania (może przeoczyłem - ta fabuła...). Nie przeszkadza to jednak postawić ten film obok "Gojira" z 1954 roku.

Ocena : 9/10


PS: Dużo tu odwołań do zachodu - nie tylko podróże w czasie, ale też android i dialogi, np:
      - To wygląda jak coś nie z tej planety.
      - Złożę raport, sir!
      - I co, napiszesz, że zaatakowały nas małe, zielone ludziki z kosmosu? Zachowajmy to w tajemnicy. Będziesz mógł o tym powiedzieć swojemu synowi, majorze Spielberg.
      Lub:
       - Go ahead!
       - Make my day!

1 komentarz:

  1. Może i dobrze, że nie ma żadnego przesłania, to po prostu kawał dobrego monster movies :) A rozmach mieli sukinkoty, te wieżowce w scenie z Mecha King Ghidora to chyba szczytowego osiągnięcie scenografów w serii Heisei (i w ogóle).

    OdpowiedzUsuń