piątek, 11 lipca 2014

Godzilla vs Biollante (1989)

Przed nami jeden z najdziwniejszych filmów z serii Heisei... Będzie trochę spojlerów, gdyż jest to bezpośrednia kontynuacja "Powrotu Godzilli".
Akcja zaczyna się tuż po wywołaniu sztucznego wybuchu wulkanu i pogrzebania w nim Godzilli. W zrujnowanym Tokio naukowcy odnajdują komórki Godzilli, które wykradają im żołnierze, a im zabiera je tajemniczy osobnik. Wkrótce w wyniku zamachu ginie córka profesora Shiragami, który opracował bakterię antynuklearną. Po wielu zawijasach fabularnych powstaje nowy potwór - Biollante. Tymczasem Godzilla wychodzi z wulkanu..
Ale to nie wszystko, jak objaśnia nam pan ze screena (ten z tyłu). Fabuła jest bardzo zawiła, pojawia się organizacja chcąca przejąć komórki Godzilli, arabskie państwo i ogólnie (znów) intrygi międzynarodowe. Szkoda, że nie tak dobre jak w poprzedniej części, ale za to są ciekawie poprowadzone i nawet wciągające. Oprócz tego jest parę nielogiczności i błędów tu i ówdzie. Aktorstwo - wiadomo - Japonia, choć nawet jak na nich jest dość przeciętnie.
Wyjaśnijmy jeszcze pierwsze zdanie tego tekstu... Dlaczego jeden z najdziwniejszych? Otóż mamy motyw dziewczyny z mocami telepatycznymi (!). Zaczątek serii był zacny, czemu więc pchać do następnych części takie coś? Nie mam pojęcia, ale przyznam, iż nie wyszło zbyt ujemnie... Zewnętrznie pani mistyczka prezentuje się ładnie, tylko ma zeza jak Godzilla w "Powrocie" ;) Do dziwnych spraw należy jeszcze dodać duszę w/w córki profesora, która wnika do Biollante'a...
Idąc wzorem poprzedniej recenzji teraz czas na pochwały, które dotyczą efektów specjalnych... I jak w przypadku poprzedniego filmu - zachwyt ponad miarę, przy czym tu poprzeczka jest znacznie wyższa. Ale po kolei...
Godzilla - najlepszy design w historii, który będzie nam towarzyszył w praktycznie niezmiennej formie aż do końca tej serii. Wszystko w nim jest na plus - głowa nieco mniejsza od poprzednika, natomiast wygląda znacznie groźniej. Oczy są małe (nie ma zeza, uff...), pysk mroczny i realistyczny. Szczególną uwagę przykuwają zęby. Ogólnie jest więcej szczegółów, widać łuski i mięśnie. Grzebień jest duży, ale nie za duży (czyli, odkrywczo, w sam raz).
Biollante - jeden z najlepszych potworów jakie dane mi było zobaczyć! Ogromne monstrum z gargantuiczną paszczą i armią macek ze szczękami. To po prostu trzeba zobaczyć! Jego pierwsza postać to wielka róża. Wygląda dobrze, ale nieco zbyt baśniowo, mitycznie... Grunt, że pasuje do dziwności filmu...
Rozpierducha jest konkretna, ciągle walące się budynki i od groma wybuchów. Jest też epicka scena w deszczu.
Walki między potworami są tylko dwie, w dodatku krótkie jak piosenki AC/DC. I tu właśnie mamy zaleto-wadę - gdyż, ponieważ, że, bo te niedługie batalie to prawdziwy popis niesamowitych efektów i pokaz ogromnej pracy włożonej w realizację. Warto odnotować, iż Japończycy zawiedli się na ostatniej maszynie, więc zbudowali nową - mowa oczywiście o nowym Super X, nazwanym niezwykle kreatywnie Super X 2. Wygląda on tak, jak wygląda i to jest jego wada. Ale też niespecjalnie kłuje po oczach, więc zostawmy go w spokoju... Na ogromny plus jeszcze morska bitwa z Godzillą oraz sekwencja wyjścia Króla z wulkanu.

Generalnie jeden z najlepszych filmów z Godzillą. Pełno tu co prawda dziwnych scen i nagłych akcji wyciągniętych z przysłowiowej dupy, które ostatecznie jednak nie psują tak bardzo obrazu całości. Ale są, więc...

Ocena : 8/10

 

PS: Milusi screen z planu... I że tych linek nie było widać! Kongretulejszons!

1 komentarz:

  1. No niestety telepatyczne czary mary to już taki urok tej serii. A ten film też lubię, nawet nie pamiętam jego wad, zostawia tylko dobre wspomnienie :)

    OdpowiedzUsuń