środa, 23 lipca 2014

Godzilla vs Destroyah (1995)

Ostatni film serii Heisei, skok w górę...
Sprawa tym razem tyczy się wybuchu atomowego na wyspie Baas. Godzilla ma za dużo mocy, a mały urósł i już nie jest mały (zwie się Juniorem). Pewien profesor odkrywa mikrotlen - wynalazek podobny do destruktora tlenowego doktora Serizawy z pierwszej części. Powstaje nowy potwór. Tymczasem Godzilla może eksplodować z nadmiaru mocy i zniszczyć tym samym większość Ziemi. Rozpoczyna się ostatnia bitwa Godzilli... Fabuła jest ciekawa, wyposażona w multum nawiązań do "Gojiry" z 1954 roku. Postacie są natomiast wnerwiające - doktorek może być, reporterka też, ale ten młodzik, co wiedział o Godzilli więcej niż ktokolwiek był nie do wytrzymania. Nie dość, że ciągle ciskał jakimiś wnioskami wyciągniętymi z dupy i wszyscy mu wierzyli, to jeszcze koszmarny aktor. Plus dla Miki - w tej części (i w "Gidorahu") była zwyczajnie fajna...

























Efekty specjalne w niektórych miejscach troszkę kuleją. Czasami jest zbyt sztucznie niż mogłoby być... Kostium Godzilli - ten sam piękny, ale przeładowanie mocą zrobiło swoje i Król świeci jak choinka (na jeden kolor... Zdarza się ;). Wygląda to imponująco i jeszcze ta para. Usprawniono też animatroniczną głowę na kostiumie... Junior wygląda dobrze. Lepiej w sumie być nie mogło. Czasami jest też tak dziwnie zielony (?). Destruktor - ostatni miszcz serii Heisei. Wygląda świetnie w każdej wersji - pierwsza trochę przypomina Aliena, jest też scena wyraźnie inspirowana filmem "Aliens". Druga wygląda praktycznie tak samo, tylko że jest o wiele większa. Trzecia - finałowa - to mistrzostwo świata... Design, wykonanie, wszystko!
Pojawiają się utęsknione sceny z wojskiem w tym dwa helikoptery w CGI - łee... A jako że to koniec serii to musi być i on, no musi... I jest - Super X III [supaikstri], a lata nim pilot "dwójki" (która była bezzałogowa, a on tylko stał i mówił co trza robić). Godzilla oczywiście jest przegrzany i nie można do niego strzelać zwykłą bronią, więc walą do niego laserami i rakietami kriogenicznymi, które, tak się szczęśliwie złożyło, ma już SX III, a potem nagle ma je wojsko (w czołgach, wszędzie). Makiety są genialne... I wielki błąd (znaczy prawie niewidoczny, ale sam fakt) - Junior w kilku ujęciach to taka mała figurka na czymś ruchomym...
Na koniec o najogromniejszych plusach... Muzyka - przede wszystkim świetne brzmienie, takie brudne, surowe (te trąbki jakby przesterowane były). Już na wstępie uderzają widza nowe kompozycje z takim brzmieniem towarzyszące wspaniałej scenie ataku Godzilli na Pekin (która to scena ta jest tak genialna, iż nawet nie miałem o niej wspominać). Najlepszy utwór to finałowe requiem... No i wreszcie ostatnia scena - tych emocji nie da się opisać! I zostawię to tak - kto widział, ten wie; kto nie widział, to musi zobaczyć!

Ocena : 8/10

PS: - I co się stanie z Godzillą?
      - Roztopi się!
      - To gorsze od Chińczyków...

2 komentarze:

  1. Widzę u Ciebie mocne inspirowanie się recenzjami Slesza :D
    Ten film to piękny finał serii, szkoda tylko, że tak krótkiej.

    Co do tego Pekinu, to Hong Kong był ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kuźwa... Ten Pekin był w Hong Kongu :D
      Seria najpiękniejsza, Heisei to w gruncie rzeczy całe moje dzieciństwo.

      Blog Slesza przeczytałem cały, od początku do końca w dwa dni...

      Usuń