piątek, 1 sierpnia 2014

Wielka Bitwa Potworów (2001)

Och, ach, ech, uoooooaaaa!!! Albo to "Megaguirus" tak strasznie obniżył poziom, albo ten film jest po prostu tak genialny...
Fabuła omija poprzednią część i opowiada historię od nowa. Godzilla pojawił się w 1954 roku. Od tego czasu w Japonii nastał spokój. Jednak wiele wskazuje na to, że Król powróci. Tymczasem ma miejsce seria dziwnych wypadków. Oczywiście fakt, że wydarzyły się one w miejscach, o których mówi legenda o Potworach Strażnikach, nie jest przypadkowy. Dziennikarka marnej stacji telewizyjnej nadającej pseudonaukowe programy próbuje dociec prawdy. Spotyka starca, który uważa, że Godzilla ma w sobie dusze poległych żołnierzy co stanowi sekret jego nieśmiertelności. Potwór zamierza zniszczyć Japonię i tylko Potwory Strażnicy mogą go pokonać...
Marny polski tytuł "Wielka Bitwa Potworów" może widzów zmylić, że to nie film z serii Godzilli (oryginalnie to "Gojira, Mosura, Kingu Gidorâ: Daikaijucirc; sôkôgeki" czyli "Gigantyczne Potwory Atakują" ale głównie chodzi o to, że są nazwy potworów). Wracając do filmu - scenariusz jest odjechany i zupełnie inny niż te w dotychczasowych filmach. Wszystko jest tu przedstawione zupełnie oryginalnie - dusze w Godzilli, Ghidorah po stronie dobra, Mothra bez wróżek. Cały koncept niezwykle mi się spodobał, a forma przedstawienia tego wszystkiego to niesamowite połączenie tradycji i nowoczesności plus sporo nawiązań do różnych filmów (nie tylko Kaiju). Aktorstwo ogólnie dobre, pewne jednostki są wręcz wybitne, a niektóre nieco poniżej przeciętnej.















Efekty specjalne to prawdziwe mistrzostwo (ale minusy są). Kostium Godzilli jest zupełnie nowy i jest u mnie na drugim miejscu (na szczycie Heisei :) Design robi ogromne wrażenie no i wykonanie najwyższej jakości. Pierwsze co rzuca się w oczy to oczy - same białka, bez źrenic, coś niesamowitego. To one podkreślają jego mroczność i agresję. Genialna głowa - ruchome wargi, nieprzesadzone zęby i ogólnie płynne ruchy. Grzbiet nieco zmniejszony, ale stylistycznie zbliżony do wersji Heisei. Do reszty nie mam zastrzeżeń (może trochę jest zbyt gruby). Niewymieniony w tytule Baragon idealnie pasuje do konwencji filmu. Ma trochę śmieszną mordę; nie sprawia wrażenia groźnego, bo taki też nie jest - w końcu ma bronić ludzi. Design na poziomie, natomiast wykonanie genialne. Mothra wygląda... jak wygląda. Na pewno lepiej niż niegdyś, ale wciąż jest coś nie tak - tym razem bardziej przypomina owada, nie ma praktycznie żadnego włosia. Ghidorah to porażka. W zbliżeniach wygląda letko plastikowo, z dystansa jest już lepiej, chociaż nie winne tu wykonanie (które jest ogólnie świetne; szczegółowe łuski) lecz design. Makiety bardzo dobre, wybuchy konkretne. Jest też trochę CGI, co ja mówię, trochę - ogrom! Najlepsze jest to, że tego nie widać, więc jest po prostu pięknie i wizualnie spektakl. Niestety twórcy chyba o tym nie wiedzieli i zaserwowali nam scenę z okropnie zrobionym Ghidorahiem w CGI. Na szczęście trwa to sekundy, ale jest... Walki potworów to czysta poezja - nie będę tu się wdawał w szczegóły, bo każde ujęcie z monstrami (poza tymi z komputrowym Ghidorahiem) jest arcymistrzowskie. Trzeba zobaczyć!
Do tego teatra dochodzą jeszcze bardzo ładne aktorki :)

Generalnie ten film to taki pastisz, można powiedzieć zgrywa z serii Showa, w której były nie tylko śmieszne pomysły i niedorzeczne sceny, ale też wiele nawiązań do mitologii japońskiej. Warta odnotowania jest tu też mała
wzmianka o podobnym do Godzilli potworze nękającym Nowy Jork.
Muzyka jest genialna, takie trochę nie w moich klimatach dźwięki techno, ale do filmu pasowała idealnie a uszy widza zostaną dodatkowo pocieszone dwoma utworami Akiry Ifukube nagranymi na nowo, oraz wariacją tematu Mothry. Poza tym tkwią w tym filmie niebanalne akcenty komediowe, w tym pewna świetna postać...

Film piękny, Godzilla piękny, aktorki piękne... Czy są tu jakieś minusy poza Ghidorahiem w CGI? Odrobinkę udziwnione zakończenie oraz pewne nielogiczności, jednak w natłoku akcji można nie zauważyć.

Ocena : 9/10


środa, 30 lipca 2014

Godzilla vs Megaguirus (2000)

Ale upadek... Film nie jest zły, ale "Powrót" był bardzo dobry no i stało się...
Fabuła ignoruje wydarzenia z poprzedniej części (swoją drogą szkoda - tam był jeden z najlepszych wątków ludzkich). Zaczyna się na nowo zrobionym atakiem Godzilli na Tokio z pierwszego filmu - kilka dokładnie skopiowanych scen. Potem historia toczy się na nowo. Godzilla znów atakuje w 1966 roku i niszczy pierwszą elektrownię atomową. Rząd japoński postanawia użyć innych źródeł energii. W 1996 roku Godzilla atakuje ponownie zwabiony energią plazmową. Przeciw niemu staje oddział komandosów. Akcja nie powodzi się, przeżywa tylko jeden członek - Tsujimori. Kobieta zostaje później dowódcą G-graspers stworzonego do walki z Godzillą. Opracowują nową broń - mikro czarną dziurę. Po teście tego cuda otwiera się międzywymiarowy portal, przez który przedostają się gigantyczne ważki - Meganule...
Niestety po świetnym zaczątku otrzymujemy słaby film. Najprościej opisać go jako nowocześnie zrobiony film z serii Showa - nieciekawe i przerysowane postacie, niedorzeczne pomysły i zachowanie potworów (nie zdradzę szczegółów). Największym błędem jest porzucenie poprzedniej części i zaczynanie serii na nowo. Ale prolog jest genialny...















Tragedia z tymi screenami :P Efekty specjalne to poziom... Taki po prostu. Kostium Godzilli to ten z poprzedniego filmu, tylko że ma zieloną skórę (znaczy się tamten też miał, ale nie aż tak widoczną i jakby ciemniejszą). Generalnie wygląd jest OK. Megaguirus natomiast, przede wszystkim, nie przypomina ważki. Design jest fajny i zapada w pamięć. Najsłabsze są jego ruchy, które ograniczają się w zasadzie do kiwania głową, kłapania paszczą, machania skrzydłami i ewentualnie poruszenia jednym odnóżem i to tak od niechcenia. Meganule są komputerowe i nie wnikam po prostu w szczegóły, bo może nie są jakieś super wybitne, ale nie są też super słabe. Ogólnie rzecz biorąc CGI jest tu minimalnie lepsze niż w "Powrocie". Mimo wszystko rozczarowuje... Makiety przyzwoite, ładne wykonanie i jeszcze ładniejszy rozpierd. Walki potworów są marne. Megaguirus tylko latał w te i we w te i jakoś to były. Komputrowe Meganule atakujące Godzillę przemilczę...

Podsumowując - ten film nie wróży dobrze serii. Jest chyba nawet słabszy niż niektóre Showy z lat 70-tych. Na plus tu Godzilla, stylizacja na Showe (koncept, bo wykonanie fatalne), scena horrorowa oraz genialna muzyka.

Ocena : 4/10

PS: Nie wspomniałem jeszcze o doktorku, który nagle wszystko wie o Meganulach a nawet o Megaguirusie. Plus najbardziej ujemny pomysł od czasów "Godzilla vs Megalon", czyli dziecko jako jeden z głównych bohaterów.

sobota, 26 lipca 2014

Powrót Godzilli (1999)

Jedziem z serią Shinsei (Millenium)...
"Godzilla 2000", u nas "Powrót Godzilli", to pierwszy film trzeciej serii filmów z Królem Potworów.
Ależ płaskie te screeny... No tak, to od razu rzuca się w oczy - obraz anamorficzny jak w Showach. Ale do rzeczy... Fabularnie, jak to bywa w pierwszych częściach nowych serii, film ten ma, że tak powiem w dupie poprzednie części. Liczy się tylko pierwsza... Chociaż tutaj to za bardzo nie wiadomo - ludzie już od początku wiedzą, że Godzilla to aktualne zagrożenie. Może to kontynuacja, a Godzillą jest Junior? Nieważne... Główni bohaterowie to Grupa Obserwatorów Godzilli - Shinoda i jego córka Io. Dołącza do nich dziennikarka, która za wszelką cenę stara się sfotografować Godzillę. Tymczasem naukowcy odkrywają statek kosmiczny ukryty pod wodą. Wkrótce budzi się i rusza za Godzillą... Fabuła jest niegłupia i dość oryginalna jak na "Godzillę". Wątki ludzkie są najmocniejszym punktem filmu - są przemyślane, wciągają ale przede wszystkim są świetnie zagrane. Opowieść o samotnym ojcu wychowującym córkę (przypomina mi się "Godzilla vs Mothra" ale tam ledwie nakreślili problem w dodatku trochę inny) jest wyraźnie pokazana i rozciąga się na cały film. Jest też genialna postać Katagiriego i trochę akcentów komediowych.

Wplecenie w ten zaskakująco dobry scenariusz kosmitów brzmi nieco abstrakcyjnie, ale nie jest źle, tym bardziej, że tym razem to trochę inna sytuacja... Muzyka jest rewelacyjna, parę starszych motywów nagranych na świeżo oraz nowe, bardzo klimatyczne kawałki.













Efekty specjalne to. . . No i właśnie tu zaczyna się problem. Efekty dzielą się tu (przynajmniej w moim odczuciu) na dwie sekcje - tradycja i CGI. Jak widać miało być jak kiedyś, ale trendy nie ominęły twórców. Krótko - wielka szkoda, więc po kolei...
I - tradycja... Kostium Godzilli jest całkiem nowy i genialny. Wydłużona morda, ogromne zęby, powiększony grzbiet, szczegółowe łuski. Przeciwnik Króla to jeden z najciekawszych kaiju. Strasznie dziwne coś, co ciężko nawet opisać - wredna morda, złowrogie spojrzenie, wielkie łapy. Wykonanie jest bardzo dobre. Makiety świetne, jest rozróba. Sceny z wojskiem są realistyczne - prawdziwe czołgi i żołnierze (we wszystkich scenach). To tyle...
II - CGI... i aż tle. Ta strona techniczna filmu jest fatalna - komputerowo nakładane ujęcia (bluescreenie wracaj!!), komputerowo animowane helikoptery. Same komputery. Tragiczna jest scena z Godzillą robionym w CGI - jedno ujęcie (pływanie pod wodą) ale to już dość. Przeciwnik też jest komputerowy, w pierwszej wersji i jest niesamowicie sztuczny. Na szczęście szybko zmienia formę... Plus statek kosmiczny.

Ogólnie rzecz biorąc wszystko kręci się tu wokół komputerów - kosmita pobiera dane z komputerów, wszyscy pieprzą o elektryczności i komputerach. Komputerowa anarchia! A poza tym jest świetnie... Warto zwrócić uwagę na genialny ryk Godzilli, który składa się z wielu dźwięków a nie tylko tego jednego, wszyscy wiedzą jakiego. To jeden z najpierwszych filmów o Godzilli który widziałem, więc może z sentymentu...

Ocena : 7/10

PS: Nadużyłem chyba słowa 'komputer' :) Ale, cóż poradzić? Taki wiek... Matrixowy ;)

czwartek, 24 lipca 2014

Pająki (Spiders)

W przerwie między Godzillami postanowiłem obejrzeć światowe arcydzieło oraz jego równie genialną kontynuację...

Pająki (2000)

Na wstępie zaznaczę, iż nie wysiliłem się na jakiekolwiek screeny, bo to zwyczajnie nie ma sensu... To, że w ogóle podjąłem się takiego zadania mi zdecydowanie wystarcza...
No dobra... Opisałbym krótko fabułę, ale jej tu nie ma. Jakaś nastolatka jest świadkiem wypadku promu kosmicznego. Bierze koleżków i wchodzi do wraku. W środku okazuje się, że prowadzono tam badania na obcych. Wkrótce z ciała jednego z astronautów wychodzi wielki pająk, który stale rośnie... Tu się zatrzymam. I tak dziwię się, że zdołałem napisać cztery zdania o tym fabularnym niczym... Dalej wiadomo - agenci rządowi, wojsko, bara bara, te sprawy... Analizę tego dzieła rozpocznę od zdania, które oficjalnie potwierdzi, iż ten filmik to żenada - TEN FILMIK TO ŻENADA! Dziękuję... A teraz, od początku - po pierwsze primo:totalnie przewidywalny scenariusz. Po drugie primo: nędzne efekty specjalne, głównie CGI ale czasami, w zbliżeniach jest F/X i też ujemny. Po trzecie primo: masa debilnych sytuacji, jak np. kilkumetrowy pająk skacze na gościa, powala go na ziemię i zamierza go dziabnąć szczękoczułkami, a ten łapie go za nie i trzyma, trzyma, nie puści; później ten pająk przebija podłogę w windzie, która ma własny system autodestrukcji włączający się, bo tak... Jeszcze multum wyjątkowo głupich głupot by się znalazło, ale nie chcę nikomu psuć zabawy z oglądania tego... Czegoś, w sumie, bo nazywając to filmem obraziłbym znacznie lepsze obrazy z tego gatunku, prawdopodobnie 'animal attack' (nawet gatunek ciężko określić). Dobra, nie będę już pastwił się nad tym biednym horrorkiem klasy Ź...

Ocena : 1/10

 

Next...

Pająki 2 (2001)

Rok później nadchodzi wyczekiwany sequel niesamowitych "Pająków". Fabularnie (to ma fabułę?) nie ma nic, absolutnie nic wspólnego z pierwszą częścią... Tym razem akcja toczy się na morzu. Tak, tak, pająki postanowiły przepłynąć się frachtowcem, który pływa w kółko pusty od dwóch tygodni, bo jakiś walnięty doktorek postanowił urządzić tam laboratorium. Nikt oczywiście nic nie podejrzewa (chociaż kapitan go pospiesza, bo podobno firma się dodzwania). I tak oto muszą co chwilę napadać na cywilne statki, jachty, by porwać ludzi, w których doktorek umieszcza jaja ogromnego pająka. Potem wychodzą z nich takie małe paskudztwa a ciała służą do karmienia (!) tego właśnie ogromnego pająka ('ogromnego pająka' było dwa razy). Tymczasem pewne małżeństwo pływa sobie po morzu i znajduje spalony jacht (od wyżej wspomnianego napadu wybuchnął). Zachowało się tylko pół tabliczki z nazwą, ale za to w nienagannym stanie. Wtem przychodzi strasznie sztuczna burza i wieeelki sztorm, który pochłania ich łódkę ale oni pływają sobie w takich maluczkich falach zrobionych w CGI. Potem docierają do frachtowca... No i mógłbym opisać cały film, aby zaoszczędzić komukolwiek chociaż minuty poświęconej temu czemuś. Analiza w sumie identyczna, jak pierwszego filmu, czyli, krótko - dno i żenada. "Pająki 2" (warto wspomnieć o pięknym polskim podtytule "Morski koszmar") są zrealizowane zgodnie z podstawowymi zasadami sequeli - więcej, szybciej, lepiej. I moje oczekiwania zostały spełnione. Jest więcej kiczu, szybciej wymyślane, debilne sytuacje i lepiej. Tak, to coś jest lepsze niż 'jedynka'. Chociaż to w gruncie rzeczy to samo, ale tutaj był chociaż fajny doktorek. Aktor drewniany jak pies, ale mniej niż inni... A właśnie, zapomniałem o grze aktorskiej. A może jej nie było? Hmmm... Najprawdopodobniej.

Ocena : 1/10


Podsumowując - totalny shit. Chociaż może zniósłbym to wszystko, gdyby nie te strasznie sztuczne i niestarannie wykonane, komputerowe pająki. W dwójce już w ogóle pod koniec one tam łażą wszędzie i nie będę czepiał się już jak wyglądają, ale jak łażą. Tak nienaturalnie i ogólnie niedobrze... Generalnie to ze mną jest coś nie tak - siedzę wczoraj po północy, gapie się w napisy końcowe 'dwójki' (fajne były - sami Czesi) i rozmyślam nad tym, która część była lepsza... I doszedłem do fascynującego wniosku - obie są tak samo słabe... Ale takie rozmyślanie ma też plusy - otóż z tego mogła być parodia i to nawet dobra, ale twórcy podeszli do tego śmiesznego pomysłu całkiem poważnie... No tak, najpierw musi być taki żenujący film, żeby ktoś mógł to później sparodiować. Trzeba więc zabrać się za "Atak pająków" z 2002 roku... To nie trzecia część serii tylko polewka z tej... serii (dwie części to już seria, nie?).

Macie rysunek (tradycja :)
PS: Czeka mnie jeszcze "Plaga podziemnych pająków" :D

środa, 23 lipca 2014

Godzilla vs Destroyah (1995)

Ostatni film serii Heisei, skok w górę...
Sprawa tym razem tyczy się wybuchu atomowego na wyspie Baas. Godzilla ma za dużo mocy, a mały urósł i już nie jest mały (zwie się Juniorem). Pewien profesor odkrywa mikrotlen - wynalazek podobny do destruktora tlenowego doktora Serizawy z pierwszej części. Powstaje nowy potwór. Tymczasem Godzilla może eksplodować z nadmiaru mocy i zniszczyć tym samym większość Ziemi. Rozpoczyna się ostatnia bitwa Godzilli... Fabuła jest ciekawa, wyposażona w multum nawiązań do "Gojiry" z 1954 roku. Postacie są natomiast wnerwiające - doktorek może być, reporterka też, ale ten młodzik, co wiedział o Godzilli więcej niż ktokolwiek był nie do wytrzymania. Nie dość, że ciągle ciskał jakimiś wnioskami wyciągniętymi z dupy i wszyscy mu wierzyli, to jeszcze koszmarny aktor. Plus dla Miki - w tej części (i w "Gidorahu") była zwyczajnie fajna...

























Efekty specjalne w niektórych miejscach troszkę kuleją. Czasami jest zbyt sztucznie niż mogłoby być... Kostium Godzilli - ten sam piękny, ale przeładowanie mocą zrobiło swoje i Król świeci jak choinka (na jeden kolor... Zdarza się ;). Wygląda to imponująco i jeszcze ta para. Usprawniono też animatroniczną głowę na kostiumie... Junior wygląda dobrze. Lepiej w sumie być nie mogło. Czasami jest też tak dziwnie zielony (?). Destruktor - ostatni miszcz serii Heisei. Wygląda świetnie w każdej wersji - pierwsza trochę przypomina Aliena, jest też scena wyraźnie inspirowana filmem "Aliens". Druga wygląda praktycznie tak samo, tylko że jest o wiele większa. Trzecia - finałowa - to mistrzostwo świata... Design, wykonanie, wszystko!
Pojawiają się utęsknione sceny z wojskiem w tym dwa helikoptery w CGI - łee... A jako że to koniec serii to musi być i on, no musi... I jest - Super X III [supaikstri], a lata nim pilot "dwójki" (która była bezzałogowa, a on tylko stał i mówił co trza robić). Godzilla oczywiście jest przegrzany i nie można do niego strzelać zwykłą bronią, więc walą do niego laserami i rakietami kriogenicznymi, które, tak się szczęśliwie złożyło, ma już SX III, a potem nagle ma je wojsko (w czołgach, wszędzie). Makiety są genialne... I wielki błąd (znaczy prawie niewidoczny, ale sam fakt) - Junior w kilku ujęciach to taka mała figurka na czymś ruchomym...
Na koniec o najogromniejszych plusach... Muzyka - przede wszystkim świetne brzmienie, takie brudne, surowe (te trąbki jakby przesterowane były). Już na wstępie uderzają widza nowe kompozycje z takim brzmieniem towarzyszące wspaniałej scenie ataku Godzilli na Pekin (która to scena ta jest tak genialna, iż nawet nie miałem o niej wspominać). Najlepszy utwór to finałowe requiem... No i wreszcie ostatnia scena - tych emocji nie da się opisać! I zostawię to tak - kto widział, ten wie; kto nie widział, to musi zobaczyć!

Ocena : 8/10

PS: - I co się stanie z Godzillą?
      - Roztopi się!
      - To gorsze od Chińczyków...

sobota, 19 lipca 2014

Godzilla vs Spacegodzilla (1994)

Najdziwniejszy i zdaniem wielu najsłabszy film z serii Heisei...
Ludzie tworzą nowego robota do walki z Godzillą. Równocześnie prowadzony jest "Projekt T", który zakłada telepatyczne przejęcie kontroli nad Godzillą. Tymczasem na Ziemię przybywa kosmiczny potwór stworzony z komórek Godzilli - Kosmogodzilla. Oczywiście dochodzi do konfrontacji...
Są też mniej istotne, ale świetnie ukazane wątki ludzkie. Najciekawszą postacią jest Yuki - były żołnierz, który chce zemścić się na Godzilli za zabicie przyjaciela, Goro Gondo ("Godzilla vs Biollante"). Najbardziej zadziwiającą rzeczą jest bardzo dobre aktorstwo - u Yukiego jest kompletny brak drewna!
Niestety dominują pierdoły telepatyczne i różne takie... Sam Kosmogodzilla to bardzo dziwny twór, a o synie Godzilli z poprzedniej części nie ma się co rozpisywać.
Słabe coś te zdjęcia... Efekty specjalne stoją na poziomie - kostium Godzilli ten sam tylko zrobiony od nowa. Widać trochę więcej szczegółów i różnice w głowie, która jest w pełni elektroniczna i wmontowana w kostium co daje możliwość sterowania jej na pilota bez potrzeby robienia zbliżeń na animatroniczny model. Kosmogodzilla wygląda genialnie, tylko te kryształy to trochę są takie, jakby... plastikowe? MOGERA (ten nowy robot) jest fatalna. W ogóle sam pomysł to kopiowanie poprzedniego filmu... Mały Godzillek też nie zadowala - jego design jest wręcz kretyński (wciąż lepiej niż Minya :).
Makiety bardzo dobre, wybuchy konkretne... Brak scen z wojskiem - trochę lipa, bo to w sumie charakterystyczne. Za to o pomstę do nie wiem już czego woła wykorzystanie scen z poprzednich filmów! Ujęcie pod napisy i parę wychodzącego z wody Godzilli. Jeszcze dobrze... Ale zabranie większość sceny bitwy morskiej z "Godzilla vs Biollante"? Dobrze, że przynajmniej nie z przyczyn budżetowych... Znaczy, tak na pół, bo to było tak - nakręcili bitwę morską, tylko pirotechnika się spierdzieliła a czasu nie było na zrobienie tego od nowa. Wybaczam twórcom, nie mniej karygodny czyn...
Generalnie - do chociażby "Powrotu" brakuje wiele... Na plus świetne wątki ludzkie, bardzo dobre aktorstwo oraz walki. Ujemne telepatyczne pierdy, kilka dziwnych pomysłów, przesłanie z dupy (ale ważne - o zaśmiecaniu kosmosu) MOGERA i syn Godzilli. To oni zniszczyli ten film, który w gruncie rzeczy nie jest tak zły jak można wyczytać. Rozumiem dlaczego jest uważany za "czarną owcę" Heisei, ale na pewno nie jest najgorszy (tak tak, na to stanowisko leci "Godzilla vs Mothra").

Ocena : 7/10



piątek, 18 lipca 2014

Godzilla vs Mechagodzilla 2 (1993)

No i tak...
Następny film z serii Heisei. Dwójka w tytule to polski wymysł, żeby nie mylić tego filmu, który oryginalnie zwie się "Godzilla vs Mechagodzilla", z obrazem z 1974 roku...

Fabuła nawiązuje bezpośrednio do "Godzilla vs King Ghidorah" - ludzie wyławiają resztki Mecha-Ghidory i tworzą z nich Mechagodzillę jako ostateczną broń przeciwko Godzilli. Tymczasem japońsko-rosyjska ekspedycja odkrywa na wyspie jajo, należące najprawdopodobniej do pteranodona. Wkrótce ukazuje im się Rodan, a za sekundy Godzilla. Dochodzi do starcia obu monstrów. Jajo zostaje zabrane do Kioto, gdzie wykluwa się z niego mały Godzillazaur. Godzilla wyrusza za nim. Na drodze staje mu Mechagodzilla...
Dużo dzieje się w tym filmie. Powraca Mechagodzilla, Rodan oraz syn Godzilli. Z tym małym to w sumie zły znak... Czyżby tak piękna seria staczała się? Nic z tych rzeczy. Jest co prawda motyw humanizacji Godzilli, ale niezauważalny i praktycznie żaden. Scenariusz jest w miarę sensowny i oryginalny (w przeciwieństwie do "Godzilla vs Mothra"). Aktorstwo na poziomie - to wystarczy :)
Efekty specjalne to kolejny pokaz geniuszu... W sumie w tych filmach nie trzeba za wiele dumać nad fabułą tylko cieszyć się wspaniałymi efektami. Kostium Godzilli - ten sam, tylko pysk trochę taki zmieniony. Nie na gorsze, nie na lepsze, po prostu ciut inny. Mechagodzilla - design i wykonanie mistrzostwo na poziomie Biollante. Wszystkie szczegóły, wszystko wygląda tak, jak powinno. Jedyne zastrzeżenie do ryku - po co mu on? To dziwnie wygląda, kiedy robot se ryczy :P
Nowy Rodan jest świetny, bardziej realistyczny niż pierwszy. Warto dodać, iż w połowie filmu otrzymuje zupełnie nowe właściwości... Mały Godzillek wygląda dobrze. Zwyczajnie dobrze... Oczywiście znalazłoby się parę uwag, ale wszystko przesłania Minya - syn Godzilli z serii Showa. Krótko mówiąc on był taki fatalny w każdym aspekcie, że ten nowy jest po prostu genialny! A nie sposób uniknąć porównania obu stworów, dlatego patrzę na niego tak, a nie inaczej... Makiety świetne, nie ma może takiej rewolucji jak w "Ghidorahu"(te wieżowce...), ale jest piknie - wybuchy to tu chyba największe były... Modele czołgów i myśliwców strasznie spsute, nieprzyzwoicie sztuczne, tym bardziej, że te sceny troszkę nudzą, chociaż to w sumie cecha charakterystyczna - walka z wojskiem.

Krótko mówiąc - dobry film, po prostu (chyba nadużywam tu "po prostu"). Skok w górę po "Godzilla vs Mothra". Na plus tu wszystkie sceny z potworami (nawet te z małym Godzillkiem) oraz parę ciekawych rozwiązań i nawiązań. Najbardziej ujemny tu morał, przesłanie - życie zawsze wygra. Niby dobre, ale (jak zauważył Sleszu w swojej dłuuugiej recenzji) jak w to wierzyć, kiedy bohaterowie stoją tyłem do zrujnowanych budynków i najprawdopodobniej (czego nie widać) - setek tysięcy zabitych cywilów. Właściwe przesłanie pokazane w niewłaściwych realiach. Na minus trochę jeszcze niepotrzebnych wątków, których nie będę wymieniał...

Ocena : 7/10

 

PS: Sztuczny bluescreen :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

VHS

A Dżon Pietruszka tymczasem pisze nową kompozycję...
Następną recenzję napiszę jutro - odtwarzacz VHS mi się spsuł (ma 17 lat) a następny film "Godzilla vs Mechagodzilla 2" to tylko i wyłącznie z tego nośnika; oryginalna wersja, lektor Tomasz Knapik...

niedziela, 13 lipca 2014

Godzilla vs Mothra (1992)

No i tak... Po genialnym początku serii przyszedł czas na coś słabszego.
Fabularnie jest podobnie do filmu "Mothra vs Godzilla" z 1964 roku, którego jeszcze nie widziałem (wstyd, co?). W Ziemię uderza wielki meteor, co skutkuje powstaniem tajfunów, przebudzeniem Godzilli i odsłonięciem jaja Mothry. Jajo to pragnie przejąć chciwy biznesmen. Mamy też wątek japońskiego Indiany Jonesa, który odnajduje jajo. Oczywiście pojawiają się też dwie wróżki towarzyszące Mothrze - w tym filmie zwą się Kosmoskami. Oprócz tego jest pełno ekologicznych przesłanek i niepotrzebnych tekstów, chociaż da się wyłapać kilka naprawdę mądrych cytatów...
Historia nie jest już tak zawiła jak w poprzednich częściach, wręcz przeciwnie - jest prosta i schematyczna. Ekologia ważny temat, tu trochę jakby na wyrost, ale ogólnie rzecz biorąc popieram. Najlepiej wyszedł motyw ludzki - nasz Indiana Jones to złodziej dawno rozwiedziony z żoną, która wmówiła ich córce, że tata jest policjantem. Świetny portret nieszczęśliwej rodziny, niestety nie do końca wykorzystany, w sumie nawet wydaje się, że porzucony... Aktorsko - powrót drewna :) Największa wada filmu to Kosmoski (jak każdego z Mothrą) oraz trochę za mało Godzilli. Muzyka na plus - nawet piosenki wróżek nie były zbyt ujemne (ale wciąż męczące).
Co do efektów specjalnych - ta wyspa była najlepsza :) Kostium Godzilli ten sam co poprzednio, z tym, że to nowy model (stary się zniszczył i wzięli go do scen wodnych) różniący się nieco detalami pyska. Mothra natomiast jako larwa wygląda poprawnie, ale dorosła wersja woła o pomstę do nieba! Tak strasznie misiowa - Mothra wygląda jak pluszak. Battra (nowy potwór, Czarna Mothra) ma niezły design, lecz porusza się niemrawo a sceny z jego udziałem są zrobione jakby na siłę. Walki potworów, tak szczerze są słabe, no ale Mothra nie ma zbyt wielu możliwości. Często używany jest blue screen, w większości tych scen jest po prostu sztucznie. Makiety natomiast są genialne jak zawsze, brak może wielkich budynków, za to rozpierducha jest konkretna. Jest też ładna scena walki pod wodą - trochę niewyraźna, ale to pierwsza tego typu scena, jest więc krok do przodu...

Generalnie po "Godzilla vs King Ghidorah" można było spodziewać się wszystkiego, choć na pewno nic tak dobrego. "Godzilla vs Mothra" to wyraźny spadek poziomu. Na plus Godzilla, muzyka, problemy ludzkie i wątek ekologiczny - na siłę, ale zdecydowanie nie wart bagatelizowania...

 

Ocena : 6/10

 


sobota, 12 lipca 2014

Godzilla vs King Ghidorah (1991)

O tym filmie napisano już wiele... I ja też chcę :)
Oś fabularna kręci się wokół podróży w czasie. Oczywiście tykając taki temat można nieźle się pośliznąć... Tu jednak wszystko wyszło dobrze i w miarę logicznie (o Cameronowskiej perfekcji z obu "Terminatorów" oczywiście nie ma co marzyć).
Rok 1992 - do Japonii przylatuje UFO. Jak się później okazuje są to ludzie z przyszłości. Celem ich wizyty jest powstrzymanie Godzilli, który zniszczy Japonię. W tym celu cofają się w czasie do roku 1944, kiedy Godzilla był jeszcze dinozaurem, i przenoszą go z wyspy Ragos na Morze Beringa aby nie został skażony promieniowaniem bomby atomowej testowanej na wyspie. Po powrocie do 1992 roku Japonię atakuje trójgłowy potwór - King Ghidorah. Jest on sterowany przez ludzi z przyszłości, którzy mają niecne plany. Japończycy postanawiają ponownie stworzyć Godzillę, aby obronił ich przed Ghidorahiem. Nic jednak nie idzie po niczyjej myśli...
Historia jest jeszcze bardziej zawiła niż w "Godzilla vs Biollante". Ogólnie scenariusz to duży plus tej produkcji. Wszystko jest przemyślane, przy czym widz musi trochę podumać nad sensownością przedstawionych wydarzeń. Można w ten sposób dojść do ciekawych rozwiązań i zinterpretować wszystko na własny sposób. Są jednak pewne zgrzyty - nieznaczące i maciupkie, jednak po dłuższym zastanowieniu (trochę bardzo dłuższym) można dojść do wniosku, iż coś tutaj nie pasuje.
Na szczególną pochwałę zasługują aktorzy - bardzo dobre kreowanie postaci, w większości nie ma nawet za dużo drewna.
Dam wam takie duże zdjęcie teraz :)
Efekty specjalne... Czy jest tak, jak w poprzednim filmie? Nie. Czy jest lepiej? Nie! Czemu? Bo jest o wiele wiele wiele lepiej! Jest REWELACYJNIE!!! To naprawdę niesamowite, kiedy myślałem, że najlepsze zostało w "Biollancie" a tutaj dostaję coś jeszcze lepszego... Kostium nie uległ zmianom, został tylko poddany naprawie po lekkich zniszczeniach z poprzedniego filmu. Wystarczy więc rzec iż jest genialny.
Ghidorah to kolejna perełka w potworowym świecie Heisei - jego wygląd jest niesamowity, każda głowa z osobna zasługuje na Oscara :) Najfajniejszy element to realistyczne łuski na całym ciele. Ogromne wrażenie robi też wersja Mecha-King Ghidorah (tak bardzo fabuła odlatuje).
Walki potworów są długie - pierwsza potyczka to efektowne mordobicie, druga dzieje się w środku miasta. W tym miejscu warto wspomnieć o genialnych modelach budynków - nie tylko duże ale też dużo i oczywiście arcystaranne wykonanie. Muzyka to powrót giganta - Akira Ifukube w  odświeżonych kompozycjach. To jeden z najlepszych soundtracków!

Nic ujemnego? Niestety nie ma tak pięknie... To chyba jedyny film o Godzilli w którym nie ma żadnego przesłania (może przeoczyłem - ta fabuła...). Nie przeszkadza to jednak postawić ten film obok "Gojira" z 1954 roku.

Ocena : 9/10


PS: Dużo tu odwołań do zachodu - nie tylko podróże w czasie, ale też android i dialogi, np:
      - To wygląda jak coś nie z tej planety.
      - Złożę raport, sir!
      - I co, napiszesz, że zaatakowały nas małe, zielone ludziki z kosmosu? Zachowajmy to w tajemnicy. Będziesz mógł o tym powiedzieć swojemu synowi, majorze Spielberg.
      Lub:
       - Go ahead!
       - Make my day!

piątek, 11 lipca 2014

Godzilla vs Biollante (1989)

Przed nami jeden z najdziwniejszych filmów z serii Heisei... Będzie trochę spojlerów, gdyż jest to bezpośrednia kontynuacja "Powrotu Godzilli".
Akcja zaczyna się tuż po wywołaniu sztucznego wybuchu wulkanu i pogrzebania w nim Godzilli. W zrujnowanym Tokio naukowcy odnajdują komórki Godzilli, które wykradają im żołnierze, a im zabiera je tajemniczy osobnik. Wkrótce w wyniku zamachu ginie córka profesora Shiragami, który opracował bakterię antynuklearną. Po wielu zawijasach fabularnych powstaje nowy potwór - Biollante. Tymczasem Godzilla wychodzi z wulkanu..
Ale to nie wszystko, jak objaśnia nam pan ze screena (ten z tyłu). Fabuła jest bardzo zawiła, pojawia się organizacja chcąca przejąć komórki Godzilli, arabskie państwo i ogólnie (znów) intrygi międzynarodowe. Szkoda, że nie tak dobre jak w poprzedniej części, ale za to są ciekawie poprowadzone i nawet wciągające. Oprócz tego jest parę nielogiczności i błędów tu i ówdzie. Aktorstwo - wiadomo - Japonia, choć nawet jak na nich jest dość przeciętnie.
Wyjaśnijmy jeszcze pierwsze zdanie tego tekstu... Dlaczego jeden z najdziwniejszych? Otóż mamy motyw dziewczyny z mocami telepatycznymi (!). Zaczątek serii był zacny, czemu więc pchać do następnych części takie coś? Nie mam pojęcia, ale przyznam, iż nie wyszło zbyt ujemnie... Zewnętrznie pani mistyczka prezentuje się ładnie, tylko ma zeza jak Godzilla w "Powrocie" ;) Do dziwnych spraw należy jeszcze dodać duszę w/w córki profesora, która wnika do Biollante'a...
Idąc wzorem poprzedniej recenzji teraz czas na pochwały, które dotyczą efektów specjalnych... I jak w przypadku poprzedniego filmu - zachwyt ponad miarę, przy czym tu poprzeczka jest znacznie wyższa. Ale po kolei...
Godzilla - najlepszy design w historii, który będzie nam towarzyszył w praktycznie niezmiennej formie aż do końca tej serii. Wszystko w nim jest na plus - głowa nieco mniejsza od poprzednika, natomiast wygląda znacznie groźniej. Oczy są małe (nie ma zeza, uff...), pysk mroczny i realistyczny. Szczególną uwagę przykuwają zęby. Ogólnie jest więcej szczegółów, widać łuski i mięśnie. Grzebień jest duży, ale nie za duży (czyli, odkrywczo, w sam raz).
Biollante - jeden z najlepszych potworów jakie dane mi było zobaczyć! Ogromne monstrum z gargantuiczną paszczą i armią macek ze szczękami. To po prostu trzeba zobaczyć! Jego pierwsza postać to wielka róża. Wygląda dobrze, ale nieco zbyt baśniowo, mitycznie... Grunt, że pasuje do dziwności filmu...
Rozpierducha jest konkretna, ciągle walące się budynki i od groma wybuchów. Jest też epicka scena w deszczu.
Walki między potworami są tylko dwie, w dodatku krótkie jak piosenki AC/DC. I tu właśnie mamy zaleto-wadę - gdyż, ponieważ, że, bo te niedługie batalie to prawdziwy popis niesamowitych efektów i pokaz ogromnej pracy włożonej w realizację. Warto odnotować, iż Japończycy zawiedli się na ostatniej maszynie, więc zbudowali nową - mowa oczywiście o nowym Super X, nazwanym niezwykle kreatywnie Super X 2. Wygląda on tak, jak wygląda i to jest jego wada. Ale też niespecjalnie kłuje po oczach, więc zostawmy go w spokoju... Na ogromny plus jeszcze morska bitwa z Godzillą oraz sekwencja wyjścia Króla z wulkanu.

Generalnie jeden z najlepszych filmów z Godzillą. Pełno tu co prawda dziwnych scen i nagłych akcji wyciągniętych z przysłowiowej dupy, które ostatecznie jednak nie psują tak bardzo obrazu całości. Ale są, więc...

Ocena : 8/10

 

PS: Milusi screen z planu... I że tych linek nie było widać! Kongretulejszons!